
Tak się składa, że w naszym lokalnym samorządzie też nie ma orłów i tygrysów. Sama drobna zwierzyna - jakby to poetycznie ująć. Toż to raj dla politycznych szakali, którzy usilnie podgryzają te wszystkie zajączki, króliczki czy szare myszki. Mało tego, zdarza się, że któreś z tych małych zwierzątek łapie się we własne wnyki i niczym padlina staje się łatwym żerem dla miejscowych szakali.
Takimi wnykami dla tej drobnej zwierzyny stają się często niespełnione obietnice wyborcze albo horrendalne zadłużenie, które nie pozwala na związanie przysłowiowego końca z końcem. Coś na ten temat pewnie wiecie, bo już nieraz o tym pisałam. Ale to łatwo poznać, bo delikwent rzuca się niczym koń na uwięzi, proponując na przykład jakąś kolejną emisję obligacji, która pociągnie miasto na skraj bankructwa.
Zdarza się, że inne instytucje w mieście też łapią się we własne wyki. Taka spółdzielnia mieszkaniowa zmieniła na przykład sposób rozliczenia zużytego ciepła przez mieszkańców, serwując im przykrą niespodziankę. Chcąc się wyrwać z tych sideł, prezesi zaordynowali doraźną zmianę tego rozliczenia, ale niestety na jeszcze gorsze.
Nie dziwię się zatem, że polityczni szakale mają ostatnio benefis, łajając i kopiąc swych przeciwników z prawa z pozycji bardziej od lewa. Wśród publiki, jaką są wyborcy, taki szakal może czasem urastać do rangi króla zwierząt. Ale ta zmyłka pewnie jest produktem ubocznym niezbitego faktu, że brakuje nam właśnie prawdziwych orłów i tygrysów w lokalnej polityce.
Liczę jednak na to, że te nasze zajączki czy szare myszki wreszcie się obudzą i zaczną oszczędzać, dając odpór miejscowym szakalom. Co daję pod rozwagę.
A w przyszłości? A w najbliższej przyszłości liczę na to, że w naszym samorządzie pojawi się wreszcie prawdziwy król - król zwierząt.